piątek, 16 lutego 2018

139. "Dzień ostatnich szans" Robyn Schneider [przedpremierowo]


"Dzień ostatnich szans" to książka autorki "Początek wszystkiego", która niedługo będzie miała swoją premierę w Polsce. Przeczytałam ją szybko i z przejęciem. Nie spodziewałam się, że ta powieść tak mnie poruszy i tak do mnie przemówi.


"Rzeczy chwilowe wcale nie mają mniejszej wartości, bo w życiu nie chodzi o to, jak długo coś trwało, tylko że się wydarzyło"

L
ane przyjechał do ośrodka dla chorych Lathan House, ponieważ zachorował na hipergruźlicę, nową odmianę gruźlicy, na którą nie znaleziono jeszcze lekarstwa. Chłopak nie chce przyjąć tego do wiadomości i postanawia żyć tak, jakby nic się nie stało. Wierzy, że szybko wyzdrowieje i zdąży złożyć podanie na wymarzone studia, na które tak ciężko pracował. Rzeczywistość okazuje się jednak bezlitosna.

"Jest różnica między umieraniem a byciem martwym" 

Bohater próbuje się przyzwyczaić do nowej sytuacji, w której się znalazł. Do regularnych badań, do bólu w piersi. Czuje się odosobniony. Ale wkrótce odnajduje swoje miejsce w Latham. I zaczyna rozumieć na czym polega życie i jak dużo przegapił.

"Widzisz, na tym polega sekret dobrego życia. Musisz się postarać, żeby nazbierać jak najwięcej dni, do których będziesz chciał potem wracać"  

Duży udział miała w tym Sadie i jej przyjaciele. Dziewczyna znalazła swój sposób na życie w Latham. To tutaj stała się lepszą wersją siebie i tu mogła być sobą - dziewczyną z czerwoną szminką na ustach, kochającą fotografię, buntującą się przeciw panującym zasadom. Z biegiem czasu bohaterowie zaczynają zdawać sobie jednak sprawę, że wszystko ma swój termin ważności. Nawet marzenia.



D
zień ostatnich szans" to jedna z tych książek, w których wystarczy spojrzeć na okładkę, by wiedzieć z czym mamy do czynienia. W tym przypadku pierwsze, co nasunęło mi się na myśl, to melancholia, tajemnica, przyjaźń. Może też trochę smutek. Powieść Robyn Schneider zadziwiła mnie, nie wiedziałam co o niej myśleć. Albo raczej: jak uporządkować myśli.

Historia jest smutna i bolesna. Postacie zmagają się z nieuleczalną odmianą gruźlicy, nie wiedzą jak długo jeszcze będzie dane im żyć. Przygnębiający i niepokojący klimat powieści czułam przez cały czas jej czytania. Ale narracja została tak poprowadzona, że nie odczułam w sobie tych emocji w wielkim stopniu. Autorka ma bardzo przyjemne pióro, idealnie oddała relacje panujące między nastolatkami, ale przede wszystkim urzekło mnie jej poczucie humoru. I to głównie dlatego ta książka mnie zaskoczyła. Niejednokrotnie śmiałam się w głos czytając bystre wypowiedzi postaci, by zaraz potem przypomnieć sobie ze skruchą sytuację, w jakiej się znaleźli. Nie wiedziałam jak się zachować. Ale bohaterowie nie próbowali niczego romantyzować, ani choroby, ani śmierci. Po prostu zaakceptowali wszystko takim jakie jest. Oczywiście nie wszystkim przyszło to gładko.


"Dzień ostatnich szans" czyta się szybko i powoli. Książka jest jednocześnie lekka i poważna. Refleksyjna. Trochę smutna. Ale przede wszystkim refleksyjna. Czasami zdarzało mi się czytać książki, w których pojawiały się myśli, jakie miewałam ja sama. W tym przypadku czułam jakby Robyn Schneider czytała mi w myślach. Nie spodziewałam się, że odbiorę jej powieść tak osobiście, ale tak się stało. Trafiła idealnie w moją wrażliwość. To dlatego tak bardzo przeżywałam losy postaci, gdyż z każdym w jakiejś części się utożsamiałam. Widziałam siebie w tej książce. A to było niezwykłe doświadczenie.

Główni bohaterowie powieści, a zarazem jej narratorzy, Lane i Sadie zastanawiają się nad tym, co oznacza życie własnym życiem. Bo "Dzień ostatnich szans" nie jest tak naprawdę o chorobie, albo o tym jak docenić swoje zdrowie. Nie. Tutaj chodzi o coś znacznie głębszego. Autorka podsuwa nam pytania o to, jak przeżywamy swoje życie. Zdajemy sobie sprawę z tego, że możemy przegapić swoją szansę na bycie tym, kim chcemy. Ale zaczynamy też wierzyć w to, że uda nam się kiedyś znaleźć swoje miejsce w świecie. Zastanawiamy się jaki ślad za sobą zostawiamy. Cóż, mogę śmiało stwierdzić, że dzięki tej powieści przeżyłam katharsis. Książka zostawiła mnie z masą pozytywnych refleksji, które przyszły razem ze smutkiem. Ale tym dobrym smutkiem.

Nie płakałam, ale na pewno wzruszyłam się tą historią. A im więcej czasu mija od przeczytania powieści, tym większy czuję do niej sentyment. Zdecydowanie jeszcze do niej wrócę. I jeszcze jedna uwaga: trzeba koniecznie przeczytać notkę autorki na końcu książki. Przede wszystkim po to, by dowiedzieć się co było w niej fikcją, a co prawdą i co natchnęło autorkę do napisania powieści o ludziach chorych na gruźlicę. Cieszę się, że historia nie jest o wampirach, co było pierwszym zamysłem Robyn Schneider :P (ale pewnie to także byłaby ciekawa opowieść). "Dzień ostatnich szans" oceniam na 6/6.




Za udostępnienie egzemplarza do recenzji serdecznie dziękuję wydawnictwu Moondrive!

zdjęcie w poście: fragment brytyjskiej okładki (cudo) books.google.com

3 komentarze:

  1. Czuje się zaintrygowana samymi cytatami. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo chcę ją przeczytać :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Historia jest faktycznie z jednej strony bolesna i przygnębiająca atmosfera towarzyszy lekturze niemal przez cały czas, z drugiej jednak niesamowicie wciąga, niejednokrotnie wywołuje uśmiech i z całą pewnością warto ją przeczytać. Polecamy gorąco wraz z Tobą! :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz! ♥

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...