"Coś do ukrycia" to druga książka po "Coś do stracenia" Cory Carmack, którą przeczytałam. Poprzednim razem świetnie bawiłam się z lekturą, nie wiedziałam jednak czego spodziewać się po kontynuacji.
"Nie chcę cię martwić, ale życie nigdy nie jest proste. Jest porąbane, a potem się umiera"
ade Winston jest absolwentem szkoły aktorskiej, który przeniósł się do Filadelfii w celu kontynuowania studiów. Chłopak jest nieszczęśliwy i za wszelką cenę próbuje wyleczyć złamane serce. Nie jest to jednak proste, kiedy wciąż widuje się z przyczyną swojego cierpienia. Bliss wybrała innego i chociaż jako jej przyjaciel cieszy się z jej szczęścia, nie może poradzić sobie z ogarniającym go przygnębieniem.
"Są w życiu pewne rzeczy, o które warto walczyć, nieważne, czy masz szanse zwyciężyć czy nie"
Kiedy pewnego dnia, po spotkaniu z Bliss i Garrickiem bohater postanowił jeszcze chwilę pobyć w samotności, nie spodziewał się, że do jego stolika przysiądzie się dziewczyna z niecodzienną prośbą. Cade jest zafascynowany czerwonowłosą wytatuowaną pięknością. Zgadza się udawać przez chwilę jej chłopaka. Tak poznaje Max.
"Max była jak narkotyk, a ja właśnie stałem się ćpunem"
Po wyjściu rodziców dziewczyny wszystko miało wrócić do normalności, jednak drogi bohaterów ponownie się krzyżują. Max nie jest w typie Cade'a, a Cade nie przypomina poprzednich chłopaków Max, ale coś przyciąga bohaterów do siebie. Nie mogą przestać o sobie myśleć, ich związek niestety nie jest możliwy. Chłopak wie, że Mackenzie skrywa w sobie tajemnicę, że nie jest taka bez powodu. W końcu jej sekret wychodzi na jaw.
a książka budziła moje zaciekawienie. Nie wiedziałam bowiem co jeszcze autorka może napisać, co mogłaby kontynuować po pierwszej części tej serii. Nie zostało nic do wyjaśnienia, nic do uzupełnienia, wątek Bliss i Garricka został zakończony. Zaskoczyłam się, kiedy zobaczyłam rozdział z perspektywy Cade'a, gdyż nawet jeśli był obecny w "Coś do stracenia", to nie zwróciłam na niego większej uwagi. Okazało się, że dużo straciłam.
"Coś do ukrycia" jest inne niż poprzednia część. "Coś do stracenia" była zabawna, lekka, ale przede wszystkim skupiała się na potyczkach Bliss i jej zdolności do wpadania w tarapaty. Tym razem, nawet jeśli styl autorki jest wciąż lekki i zabawny, mamy do czynienia z czymś głębszym niż romans studentki z wykładowcą. Bohaterowie zmagają się ze swoimi demonami, podejmują decyzje, które często nie są dla nich dobre. Książkę czyta się szybko, tak jak jej poprzedniczkę. Wciąga, naprawdę wciąga, ale trochę w inny sposób niż "Coś do stracenia".
Nawet jeśli są tu poruszane głębsze tematy, to jednak nie czułam podczas czytania przygnębienia czy wzruszenia - po prostu nadal poznawałam fabułę. Może to dlatego, że Cora Carmack lepiej sprawdza się w rozbawianiu czytelników. Jestem jednak zdania, że napisanie takiej powieści było dobrym posunięciem, nawet jeśli przypomina fabułą resztę książek z gatunku New Adult. Ta książka podobała mi się odrobinę bardziej niż pierwsza część.
Pisałam już, że postać Cade'a zwróciła moją uwagę. Miałam tutaj możliwość poznania tego bohatera z innych perspektyw. Poprzednio widziałam go jako najlepszego przyjaciela Bliss, który jednak się od niej oddalił po tym jak ta odrzuciła jego zaloty. Nie był dla mnie bardzo interesujący, gdyż jego osobę przyćmił Garrick. Teraz jednak to on gra pierwsze skrzypce - oczywiście razem z Max - i wydał mi się zdecydowanie ciekawszy niż Garrick. Może był trochę wyidealizowany, ale dla mnie to nie stanowiło problemu. Bardzo polubiłam Cade'a, współczułam mu i kibicowałam. Max też była ciekawa - głównie dlatego, że ona również prowadziła narrację (zamiennie z Cade'em). W jej przypadku zaczęło mnie jednak denerwować jej niezdecydowanie i oddalanie się od głównego bohatera. Nawet jeśli początkowo było dobre, nadawało lekkiego tragizmu sytuacji, potem strasznie mnie drażniło. Co nie zmienia faktu, że ją też polubiłam :)
Po "Coś do ukrycia" nie spodziewałam się czegoś zachwycającego więc nie zawiodłam się na tej książce. Według mnie to dobra kontynuacja serii i z chęcią poznam ostatnią część, która, jak zgaduję, będzie opowiadała o Kelsey. Powieść jest utrzymana na podobnym poziomie jak poprzednio, narracja z perspektywy dwóch bohaterów bardzo mi się podobała. Tej lektury jednak również nie zapamiętam na długo. Oceniam na 4/6
O ile pierwsza część była dla mnie dosyć przeciętna, tak ta naprawdę mi się podobała. Muszę zapolować na następną. ;)
OdpowiedzUsuńSkoro lektury nie zapamiętasz na długo, to nie będę specjalnie szukać książki. Nigdy mnie nie ciągnęło do pierwszej części. Do drugiej też nie.
OdpowiedzUsuńPierwszy tom zawojował moim sercem, chociaż nie jest to ambitna lektura... Po drugi tom za niedługo sięgnę, bo najbardziej zależy mi na humorze i perypetiach bohaterów :3
OdpowiedzUsuńNajpierw sięgnę po pierwszy tom :D
OdpowiedzUsuńBardzo dobra recenzja! Jest w Twoim stylu pisania coś takiego, co zachęca potencjalnego czytelnika do sięgnięcia po lekturę, nawet jeśli nie jest to książka miesząca się w kanonie zainteresowań danej osoby :) W wolnej chwili zapraszamrównież do mnie, gdyż właściwie dopiero zaczynam: http://nergo-cyta.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńBardzo zainteresowałaś mnie tą książką. Wprawdzie, nie czytałam nawet poprzedniej części, ale i tak kiedyś chcę po nią sięgnąć. Generalnie nie słyszałam wiele o tej serii, ale wydaje się warta uwagi. Więc może?
OdpowiedzUsuń