czwartek, 14 maja 2015

107. "Pięćdziesiąt odcieni" E.L. James


Kiedy tylko skończyłam czytać trylogię E.L. James pierwsze co pomyślałam to: "O nie...". Nie wierzę, że to przeczytałam! A jednak zdawałam sobie sprawę z tego, że ten dzień wkrótce nastąpi. Nie spodziewałam się jedynie tego jak odebrałam tę serię...


Ta recenzja będzie inna od poprzednich jakie pisałam, gdyż postanowiłam omówić całą serię za jednym zamachem. Dlaczego? Po prostu wszystkie książki z trylogii przeczytałam właściwie bez żadnej przerwy czy zastanowienia i ich fabuły wymieszały się ze sobą. Poza tym o wiele lepiej traktować historię Christiana i Anastasii jako jedno wielkie opowiadanie.

Zacznijmy może od tego o czym właściwie jest ten światowy bestseller (chociaż pewnie niewiele jest osób, które nie mają o tym pojęcia). Opowieść rozpoczyna się kiedy studentka literatury angielskiej, Anastasia Steele w zastępstwie za swoją przyjaciółkę wybiera się przeprowadzić wywiad z młodym milionerem Christianem Greyem. Nie spodziewa się jednak tego jakie wrażenie wywoła na niej mężczyzna. Wkrótce okazuje się, że bohaterowie czują do siebie pociąg i nie mogą trzymać się od siebie z daleka. Jednak Anastasia chce czegoś więcej, czego Christian nie może jej dać. Grey ma niecodzienne potrzeby i pragnie Any na swoich warunkach. Te niestety kłócą się z przekonaniami dziewczyny.


Świat oszalał na punkcie "Pięćdziesięciu twarzy Greya". A jak to zwykle bywa, popularne książki mają zarówno swoich zwolenników, jak i przeciwników. No bo tak naprawdę, co zazwyczaj najlepiej się sprzedaje? Produkt nastawiony na masowego odbiorcę, coś kiczowatego, zaskakującego albo kontrowersyjnego. Jeszcze lepiej jeśli jest powszechnie krytykowane - nic tak nie wzbudza ciekawości jak zła reklama. A "Pięćdziesiąt twarzy Greya" spełnia te warunki. W moim przypadku zwyciężyła ciekawość, ale ważniejsza od tego była potrzeba wiedzy. Kilka razy spotkałam się z pytaniem: "Czytałaś Greya? Jak to nie?". Dziwnie się czułam z tym, że prowadząc bloga czytelniczego nie wiem o jakiej książce mówią wszyscy. Jak zawsze uznałam, że aby móc się o czymś wypowiadać, trzeba to poznać. Więc poświęciłam się dla dobra ludzkości, po to, by przestrzegać przed złem jakim jest dzieło E.L. James ;) Ku mojemu zaskoczeniu ta trylogia nie jest taka zła. Co więcej, zrobiła na mnie wrażenie (małe, ale jakieś :P). 

Wow, pozytywna recenzja? No nie do końca. Nie jestem przecież na tyle zachwycona, żeby nie widzieć tych wszystkich błędów, które pojawiały się na kartach tej serii. A jest ich dosyć sporo: prosty język, wieczne powtórzenia i obecność "wewnętrznej bogini", słabe porównania, metafory i "przekleństwa" głównej bohaterki. Ale wiecie co? Są też plusy. Na przykład prosty język sprawia, że momentalnie wciągamy się w akcję i czytamy tę historię w tempie ekspresowym. Ta trylogia jest naprawdę uzależniająca i przejmująca, nie mogłam się oderwać póki nie skończyłam czytać ostatniej części. "Okrzyki" Any brzmią czasami dziwacznie, ale to z powodu tłumaczenia (poza tym pokazują jaki jest charakter narratorki). Chociaż bawiły mnie, coś mi zgrzytało w określeniach: "O święty Barnabo!", "Kuźwa do kwadratu", ale dało się do tego przyzwyczaić. Wprowadzenie do narracji "wewnętrznej bogini" i "podświadomości" było ciekawym zabiegiem i bardzo mi się spodobało, dobrze obrazowało uczucia i emocje bohaterki. Wewnętrznej bogini jest jednak zdecydowanie za dużo w tej serii (szczególnie denerwująca była pod koniec drugiej i w trzeciej części), o wiele bardziej interesująca była dla mnie "podświadomość" (może dlatego, że mimo iż jestem romantyczką, myślę racjonalnie). Tak więc wszystko ma swoje dobre i złe strony


A jeśli mowa o plusach... Co takiego tak przyciąga czytelników do tej trylogii? Powodów może być kilka, ale ja powiem co dla mnie jest najistotniejsze i co przyspieszyło bicie mojego serca. Erotyka? Skądże znowu! Osoby, które przeczytały chociaż kilka moich recenzji wiedzą (a przynajmniej powinny zdawać sobie z tego sprawę), że cenię sobie w książkach coś zupełnie odwrotnego. Dlatego tak lubię np. Jane Austin - nie musiała opisywać cielesności, ale całą subtelnością, spojrzeniami, zachowaniem bohaterów dawała nam coś do zrozumienia.  

Nie lubię bezpośredniości w opisywaniu relacji kochanków. W "Pięćdziesięciu odcieniach" jest dużo erotyki (dla mnie wręcz za dużo). W końcu przestałam na takie sceny zwracać uwagę i tylko rejestrowałam, że takowe były. Stały się dla mnie nudne. Prosty język i słaby zasób słownictwa autorki sprawiał, że te intymne momenty były prawie identyczne. Nudziły mnie. No dobrze, więc co jeszcze oferuje E.L. James? 

Myśląc o całej trylogii widzę niezwykłą i trudną relację między Christianem i Aną. Widzę ich strach, nadzieję, poświęcenie, żal i ból, radość. Widzę jak bohaterowie się starają, zmieniają się nawzajem, jak Anastasia pokazuje ukochanemu jak wiele może zdziałać miłość i że także sam Grey jest do niej zdolny. To naprawdę niezwykła historia, która poruszyła mnie czasami do łez, która wzbudziła we mnie tyle emocji! Kiedyś pisałam jak lubię emocje, są dla mnie często ważniejsze niż cała reszta (np. taki styl pisania). To jest tym, co mnie zatrzymało i wciągnęło bez reszty. 

Cała trylogia kręci się wokół Christiana Greya: mamy "Pięćdziesiąt twarzy Greya", "Ciemniejszą stronę Greya" i "Nowe oblicze Greya". I to właśnie ten bohater jest kolejnym powodem mojego zainteresowania. Jestem nim po prostu zafascynowana. Jak wiele różnych twarzy może posiadać jeden człowiek? E.L. James chciała stworzyć mrocznego bohatera, pełnego tajemnic i niebezpieczeństw. Jak to osiągnąć omijając wątek fantastyczny czy kryminalny? Pomysł autorki jest ciekawy i muszę przyznać, że kreacja Greya udała jej się całkiem nieźle. Christian ma swoje upodobania, lubuje się w sprawianiu bólu, czy sprawowaniu kontroli. A jednak poznajemy go od innej strony i myślę, że on sam też to robi dopiero gdy w jego życiu pojawia się Ana. Widzimy, że pod maską kryje się zraniony, samotny mężczyzna, niezrozumiany i nienawidzący samego siebie. 


Jest tyle momentów w trylogii, w których Christian pokazuje całego siebie, otwiera się i jest przy tym taki bezbronny: scena, w której Ana mówi mu, że go kocha, albo kiedy on mówi to po raz pierwszy; kiedy pierwszy raz pozwala się dotknąć. Albo, o matko!, ta scena w "Ciemniejszej stronie Greya", gdzie miałam łzy w oczach, kiedy widziałam jego strach przed utratą Any, to jak chciał się poświęcić i nie znalazł innego sposobu niż... Tak czy inaczej, najbardziej emocjonalne dla mnie fragmenty są z udziałem Christiana, co sprawiło, że stał się dla mnie jedną z bardziej charakterystycznych męskich postaci literackich. 

Anastasia Steele wypada przy nim blado. Chociaż i w niej widać przemianę (szczególnie w połowie drugiego i w trzecim tomie), to nie bardzo mi się ona spodobała. O ile Christian uczył się łagodności i zaprzestania ciągłej kontroli, Ana stała się pewniejsza siebie, jej "wewnętrzna bogini" szalała, a "podświadomość" zeszła na dalszy plan. Poza tym ciągłe myśli o "szarości" oczu Greya, przygryzanie wargi czy ekscytacja wszystkim co robił jej kochanek przedstawiały ją bardziej jako głupią gęś (przepraszam za to porównanie) niż pewną siebie młodą kobietę, którą, notabene, się stała. No i jej ciągła ochota na bliskość Christiana zrobiły z niej niemal nimfomankę.

Biorąc pod uwagę każdą część z osobna, sprawa przedstawia się tak: "Pięćdziesiąt twarzy Greya" przeczytałam z ciekawości i, jak już wspomniałam, potrzeby wiedzy. Fabuła była interesująca, chociaż skupiła się głównie na podjęciu przez Anę decyzji - podpisać umowę i być z ukochanym na jego warunkach, czy stracić go na zawsze. Podobała mi się, bo widziałam jak kształtuje się relacja bohaterów. Druga część, "Ciemniejsza strona Greya" spodobała mi się chyba bardziej, ponieważ poznałam w niej inną stronę Christiana. Oczywiście mogłam skończyć na pierwszym tomie, ale musiałam dowiedzieć się jaką tajemnicę skrywa Szary. No i ta scena, w której się dowiedziałam - niezwykłe. Akcja rozwija się czasami powoli, czasami szybko - jest kilka momentów, które podnoszą ciśnienie, a potem następuje spokój, do następnego razu. To wskazuje na to, że książka była pisana w odcinkach. 

 Oglądaliście Ellen czytającą fragmenty "Pięćdziesięciu twarzy..."? Rozśmiesza do łez :D
Uwielbiam tę kobietę

Co mogę powiedzieć o trzeciej części? Właściwie nic ciekawego, bo nie było w niej nic niezwykłego. Przeczytałam ją tylko po to, by skończyć to, co zaczęłam. Dla mnie historia mogła się skończyć na drugim tomie. "Nowe oblicze Greya" jest wręcz przesłodzone, jest mało ekscytujących momentów i wszystko skupia się na tym jak kochankowie uczą się siebie nawzajem. Podobały mi się dodatkowe rozdziały na końcu książki pisane z perspektywy Christiana - przyjemnie było przypomnieć sobie początek miłości bohaterów.

Podsumowując, trylogia E.L. James nie jest do końca taka, jaką sobie wyobraziłam, ale to dobrze, jest lepsza. Gdyby nie te wszystkie erotyczne opisy, byłaby to jedna z moich ulubionych serii. Nauczyłam się jednak nie zwracać na nie uwagi i w miarę możliwości omijać je. Dla mnie "Pięćdziesiąt odcieni" to relacja Christian - Anastasia, ale na tle emocjonalnym. Czy żałuję czasu spędzonego z lekturą? O dziwo, nie, ale nie wiem czy polecić Wam poznanie trylogii. Każdy ma swoją wrażliwość, dla niektórych coś może się okazać zbyt szokujące. Całość oceniam na 4/6

PIĘĆDZIESIĄT ODCIENI:










WYZWANIA: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu!, Czytam opasłe tomiska 


11 komentarzy:

  1. Mam ebooka pierwszej części i już nie mogę się doczekać lektury ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Przecież to powieść erotyczna - więc muszą być pikantne opisy. Trylogii nie czytałam i nie miałam w planie, do czasu aż obejrzałam ekranizację. Teraz jestem w kropce - nie chce czytać, ale jestem ciekawa losów bohaterów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, no wiem, że to powieść erotyczna, ale jednak :) To właśnie potwierdza tylko, że taka lektura nie jest dla mnie ;)

      Usuń
  3. jakoś nie mam na nią zbyt dużej ochoty :)
    erotyki raczej omijam, ale kiedyś musi być przecież ten pierwszy raz z nową kategorią. jeszcze się zastanowię:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja na szczęście ten pierwszy raz mam za sobą i raczej nie zostanę szczerą fanką erotyki ;)

      Usuń
  4. Moim zdaniem nie była taka zła. Na początku nie wiedziałam, że ta książka to w ogóle erotyk, no ale potem byłam już w trakcie jej czytania, więc postanowiłam, że ją skończę. Tylko uważam, że w drugiej części było za dużo...miłości. Jestem chyba za młoda na takie książki, i pewnie dlatego do mnie nie przemówiły, chociaż sama nie wiem (haha)
    gaxreadsbooks.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja jednak nie zamierzam przeczytać trylogii. Przy takiej gęsi długo bym nie wytrzymała ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja podziękuję za książkę...
    Ale! Film na DVD kupię i obejrzę z czystej ciekawości!

    OdpowiedzUsuń
  7. Sam wątek emocjonalny jest spoko i może też bym przeczytała trylogię ale erotyka która była filmie mnie przerosła a moja koleżanka już mnie uświadomiła że w książce jest o wiele więcej więc nie będę sięgać po tą trylogię ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Mnie zupełnie nie ciągnie do tej trylogii, nawet jeśli ma jakieś zalety :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za Twój komentarz! ♥

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...