Powieści sióstr Brontë od dawna wzbudzają moje zainteresowanie. Bardzo lubię piękny język, opisy i klimat jaki pojawia się w ich dziełach. Tym razem miałam okazję przeczytać ostatnie dzieło Charlotte Brontë, które nazywane jest "dziełem życia" autorki.
"Nikt nie puszcza się na rwące, zmącone wody miłości, jeśli nie przyświeca mu gwiazda nadziei"
powieść Lucy Snowe, narratorki "Villette", zaczyna się kiedy ta, jako czternastoletnia dziewczyna, przebywa w domu swojej matki chrzestnej, pani Bretton. Lucy jest osobą skrytą i zamkniętą w sobie, która nie lubi być w centrum zainteresowania, dlatego uważnie obserwuje innych ludzi.
"Co począć teraz, kiedy jedyna nadzieja mojego istnienia wydarta została doszczętnie ze śmiertelnie zranionego serca?"
W domu pani Bretton przebywa także jej syn Graham i mała dziewczynka Polly. Wizyta Polly jest krótka, ale w tym czasie Lucy zauważa jak bardzo przywiązała się ona do Grahama. Wkrótce główna bohaterka opuszcza swoją matkę chrzestną. Kilka lat później dzieje się coś, co sprawia, że Lucy zostaje sama, nie ma rodziny i pieniędzy. Postanawia znaleźć pracę.
"(...) ludzie, którzy ponieśli ciężkie straty, zazdrośnie gromadzą i zamykają na cztery spusty pamiątki: ból nie do zniesienia zadają w samo serce momenty nagłego odradzania się żalu"
Po tym jak schorowana pracodawczyni, panna Marchmont, umiera, Lucy decyduje się na kolejny ważny krok. W wieku dwudziestu trzech lat wyjeżdża z Anglii, przenosi się do miasta Villette i tam zostaje zatrudniona u Madame Beck jako opiekunka, potem uczy języka angielskiego na pensji madame. Nowa praca jest trudna, ale panna Snowe dzielnie znosi niewygody i pogardę innych dla swojego zawodu. Cieszy się, że ma dach nad głową i nie stanowi dla nikogo ciężaru. Nadal uważnie przygląda się ludziom i nie uchodzi jej uwagi, że dr John, który często pojawia się na pensji Madame Beck, wydaje jej się znajomy.
illette" jest książką, którą bardzo trudno jest mi ocenić. Nie dlatego, że jest to książka traktująca o czymś ważnym (samotności), ale dlatego, że mimo swojej obszerności nie zawiera żadnych konkretów. Nie dzieje się w niej prawie nic, co mogłoby utrzymywać czytelnika przy sobie, a jednak jest to "dzieło życia" autorki. I muszę się zgodzić z tym stwierdzeniem.
Mam za sobą "Shirley" i "Jane Eyre" napisane przez Charlotte Brontë. Z każdym z tych dzieł jestem jakoś emocjonalnie związana, mam o nich swoje zdanie, często moje myśli krążą wokół ich fabuły. Z "Villette" jest inaczej, gdyż nie czułam prawie nic podczas poznawania kolejnych rozdziałów. Nie przywiązałam się do bohaterów tak jak powinnam, nie śledziłam nieustannie rozwijającej się akcji, bo jej nie było. Po prostu czytałam. Czytałam dla samej przyjemności czytania.
Nad "Villette" spędziłam bardzo dużo czasu. Jest to chyba jedyna książka, którą zostawiałam, by móc przeczytać inną, jaka w tamtym czasie mnie interesowała. A miedzy tymi powieściami zawsze było miejsce dla "Villette". Słowa, które pisała Charlotte Brontë, ten spokój i harmonia, którymi aż przesiąknięte są karty tej powieści były dla mnie ukojeniem. Kiedy po całym męczącym dniu potrzebowałam chwili wytchnienia - czytałam "Villette". A wtedy wszystko jakby zwalniało, świat nie gnał do przodu jak szalony, ale zwalniał. To dosyć specyficzne uczucie, które często towarzyszyło mi, gdy trzymałam w rękach tę książkę. Najbardziej lubiłam czytać ją przed snem, bo najzwyczajniej uspokajała.
"Villette" jest powieścią psychologiczną. Co ciekawe, w czasach sióstr Brontë jeszcze nie znano tego gatunku. Dopiero później zainteresowano się na poważnie tym, co dzieje się w umyśle człowieka. Charlotte zrezygnowała z akcji po to, byśmy mogli "uczestniczyć w przygodach pięknego umysłu". Ostatnia książka Charlotte Brontë jest uważana za dzieło jej życia. I chociaż na mnie nie zrobiła zbyt wielkiego wrażenia, to jednak ma w sobie coś, wobec czego nie można przejść obojętnie. W powieści można znaleźć wiele faktów odnoszących się do życia autorki, ale to nie to najbardziej mnie zaintrygowało (byłoby tak pewnie, gdybym wcześniej przeczytała biografię autorki). Często w dziełach sióstr czułam ich obecność, czasami nawet namacalnie. Czułam jakbym w wypowiedziach bohaterów czytała manifest autorki. Postacie w ich dziełach tak pewne są swoich racji. W "Villette" więcej niż wcześniej zwrócono uwagę na to, co i jak myśli bohater. W tych wszystkich przemyśleniach Lucy wyczułam Charlotte wyraźniej niż kiedykolwiek wcześniej. Było w nich tak wiele smutku, pogodzenia z losem, czasami nawet goryczy, że miałam wrażenie, iż Lucy to Charlotte. Co więcej czułam wręcz rozpaczliwą potrzebę przelania na papier wszystkiego, co dręczyło autorkę, wyrwania z siebie osobistych przeżyć i emocji i wplecenie ich w losy postaci. To właśnie sprawiło, że "Villette" trzymało mnie przy sobie.
Bohaterowie powieści są jak zawsze dobrze wykreowani, ale niestety byli dla mnie obojętni. Podobało mi się jak autorka każdej z postaci nadała własny charakter. Lucy jest spokojna i małomówna, częściej poddaje się refleksji niż inni. Usuwa się w cień i obserwuje innych, zamiast zwrócić większą uwagę na siebie - ona przecież prowadzi narrację. Spodobał mi się charakter dr Johna i jego relacja z matką, jego zaczepki słowne i bystrość.
Tak jak wspominałam trudno jest mi ocenić "Villette", z tego względu, że dla mnie nie jest to najlepsza powieść Charlotte Brontë, a czuję się jakby w obowiązku, by tak uważać. Według mnie nadal wśród jej dzieł króluje "Jane Eyre" i tak już chyba pozostanie. Nie wiem, czy "Villette" zostanie w mojej pamięci długo, bo nie zaintrygowała mnie tak bardzo jak inne powieści. Oceniam ją na 4/6 i mam nadzieję, że kiedyś bardziej docenię tę książkę.
WYZWANIA: Przeczytam tyle, ile mam wzrostu!, Czytam opasłe tomiska
Za możliwość przeczytania "Villette" dziękuję Wydawnictwu MG!
Wstyd się przyznać ale nie znam twórczości sióstr. Czas to zmienić
OdpowiedzUsuńOj bardzo chcę przeczytać!
OdpowiedzUsuńI na pewno to zrobię - już w te wakacje!
Kiedyś gdy będę w odpowiednim nastroju - pewnie się skusze :)
OdpowiedzUsuńObiecałam sobie, że poznam książki sióstr. Jestem ciekawa głównej bohaterki, skoro jest tak podobna do pisarki.
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki pani Bronte,a o Villette słyszałam już od dawna i chyba niedługo sie skusze ;)
OdpowiedzUsuńzapraszam do mnie http://www.bookicons.blogspot.com/